wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 2 "Powitania w domu Anubisa są jakieś inne"

Pod wielki budynek z czerwonej cegły podjechały dwie taksówki: czarna i żółta. Pierwsza z nich była odrobinę większa od drugiej. Na przednim siedzeniu ciemniejszego pojazdu siedziała Amber, a na tylnim Mara ściśnięta pomiędzy czterema różowymi walizkami i sześcioma torbami z ubraniami blondynki.  Jaffray sama nie do końca wiedziała jakim cudem zgodziła się na te tortury. Kiedy w końcu po dwu i półgodzinnej podróży brunetka wydostała się na świeże powietrze odetchnęła z ulgą. Stanęła przy bagażniku i z pomocą kierowcy wyciągnęła swoją niewielką ciemno-zieloną walizkę, która była otoczona kolejnymi kilkunastoma bagażami jej towarzyszki. Właśnie wtedy podszedł do niej wysoki ciemny blondyn o niebieskich oczach i dwójka jego przyjaciół.
-Jaffrey!- Jerom krzyknął na przywitanie po czym przytulił znacznie niższą od siebie dziewczynę.
- Cześć Jerom.- Mara uśmiechnęła się na jego widok, a następnie zwróciła się do pozostałej dwójki.- Chłopaki!- przytuliła na raz Alfiego i Fabiana. – Co u was? Próbowałam dzwonić, ale chyba się na mnie obraziliście. Obydwoje nie odbieraliście.
- Tak jakoś wyszło.- Fabian uśmiechnął się tylko i wzruszył ramionami.
- A ja nie odbierałem, bo mój pies wrzucił mi telefon do wody.- Alfie próbowała się wytłumaczyć.
- Stary ale ty nie masz psa.- kiedy blondyn to powiedział wszyscy zaczęli się śmiać. Właśnie wtedy podeszła do nich zdenerwowana Amber obładowana swoimi torbami.
- Może ktoś by mi w końcu pomógł! Właśnie wczoraj zrobiłam sobie paznokcie i nie chciałabym ich zniszczyć. – te słowa sprawiły, że cała czwórka zaczęła śmiać się jeszcze bardziej. Po chwili chłopcy zdołali podnieść wszystkie torby dziewczyny nie zapominając oczywiście o swoich. Mara również postanowiła im pomóc. Chwyciła dwie najmniejsze kolorowe torebki i powolutku potruchtała za nimi. Chwile później wszyscy byli już w staroświeckim holu z wysokimi schodami, kolorowym witrażem w oknach i pięknym szklanym żyrandolem. Od ich wyjazdu nic się nie zmieniło. W sumie nawet nie było za wiele czasu na zmiany. Przecież to tylko dwa tygodnie. W domu panowała kompletna pustka i cisza. Wnętrze starej ceglanej budowli wyglądało tak jakby czas się tam zatrzymał. Staroświeckie meble i cały wystrój pomieszczeń mógł u niektórych osób wywoływać lęk. W czasie roku szkolnego zawsze było tam głośno i radośnie. Nie wliczając w to oczywiście ukrytych w piwnicy zmyślnych pułapek czyniących krzywdę, strasznej egipskiej zjawy, oraz perspektywy rychłej śmierci w razie niewykonania zadania. Kiedy w końcu Alfie doczołgał się z ostatnią torbą Amber padł zmęczony na fotel stojący pod schodami. Właśnie wtedy z salonu wybiegła przeszczęśliwa Trudy. Natychmiast zaczęła wszystkich witać, gorąco ich przytulając.
- Nawet nie wiecie jak za wami tęskniłam, skarby wy moje!- kobieta nie mogła opanować radości. Skakała jak małe dziecko. Mogło by się wydawać, że cieszy się na ich widok tak jakby wrócili do domu po kilkuletniej wojnie. Samych mieszkańców domu Anubisa te zachowanie Trudy zbytnio nie zaskoczyło. Zawsze taka była: energiczna, wiecznie radosna, spontaniczna, uśmiechnięta. W przejściu do salonu stała Vera. Opierała się o framugę drzwi i przyglądała tej zwariowanej sytuacji. Trudy nadal nie mogła nacieszyć się widokiem swoich ulubieńców. Każdy z nich został przez nią co najmniej dwa razy wyściskany i ucałowany. Za to ona była bardziej na uboczu nie brała udziału w tym wszystkim tak jakby jej tam nie było.
- A ze mną nikt się nie przywita?- pytanie Very zadziałało niczym głośny gong. Wszyscy nagle umilkli. Młodzież rozglądała się nerwowo po całym pomieszczeniu szerokim łukiem omijając opiekunkę. Nikt za specjalnie za nią nie przepadał, zwłaszcza dlatego, że trzymała z Victorem. Nie interesowała się nimi tak jak Trudy. Była bardziej surowa i tajemnicza. Nagle Marę dotknęło uczucie jakiego wcześniej nie doznała. Poczuła, że spływa z niej cały gniew, złość i zdenerwowanie, które czuła do Very od czasu incydentu z artykułem, który o niej napisała. Nie wiedziała dlaczego, ale tak po prostu nagle jej przeszło, jakby za muśnięciem czarodziejskiej różdżki. Poczuła się tak jakby Vera była jej osobą tak bliską jak rodzona siostra.

- Ja za tobą bardzo tęskniłam.- Mara wyszeptała cicho po czym podeszła do opiekunki i serdecznie ją przytuliła. Sama Devenish była bardzo zaskoczona. Stanęła sztywno i dopiero po chwili odwzajemniła uścisk. Nawet nie pomyślała, żeby to właśnie osoba, która mogła wylecieć ze szkoły z jej winy wita ją jako pierwsza i to jeszcze w taki sposób. Jednak pomimo zaskoczenia, nie przeszkadzało jej to, a nawet sprawiało jej to przyjemność. Po chwili do Mary i Very dołączyła też Trudy, a wraz za nią Amber i Alfie z całą resztą. Znów zrobiło się głośno, od śmiechu i okrzyków świadczących o duszeniu danej osoby. „Grupowe tulenie” trwało w najlepsze kiedy do holu weszli Eddie, Patricia i Joy. Chłopak kiedy tylko zobaczył co się dzieje natychmiast chwycił za rękę swoją dziewczynę i jej przyjaciółkę dołączając się do tej roześmianej bandy. Powitanie trwało jeszcze kilka minut, po czym wszyscy pośpiesznie pobiegli na przygotowaną przez Verę i Trudy powitalną kolację. 

                                        ----------------------------------------------

Chciałam na wstępie przeprosić za porę dodania wpisu i za to opóźnienie, ale było to spowodowane przyjazdem mojej przyjaciółki. Musiałam ją trochę oprowadzić po tym moim "prześlicznym" mieście :D Na razie to był najlepszy tydzień tych wakacji, ale jeszcze zobaczymy co się wydarzy. ;) Ale wracając do rozdziału miał on wyglądać trochę inaczej. Miał być już Nina, i Victor miał już wkroczyć do akcji i miało się dziać, i miały być pościgi, i radiowozy, i te morderstwa, ta akcja tak rozwinięta WoW WoW. A tak na poważnie to po prostu miała być już Nina, ale nie wyszło, bo wpadłam na ten idiotyczny pomysł z tuleniem. O.o Jak byłam mała za dużo naoglądałam się Teletubisiów i teraz przez to co chwilę muszę wcisnąć coś w stylu "Teletubisie mówią tulimy! Tulimy!" ;-; Obiecuję nigdy więcej czegoś takiego. Jeszcze tylko ten rozdział był taki bardziej rozpoczynający, w następnych już powinna rozwinąć się jakaś akcja. Chyba, że znów wcisnę jakieś zbędne czułości, ale wtedy będziecie mogli mnie zjeść. XD 

                                          Panna Jaffray i jej kot śpiący na parapecie <3

4 komentarze:

  1. Najpierw przeproszę cię za to , że nie dodałam szybciej koma *^*
    Ale miałam takiego lenia , potem wyjazd itd. itd..
    Egh.. Rozdział jest fantastyczny !
    Reakcja Mary ? Wowowowowowow
    Tuliiimy <33333

    Khahahaha świetny , ale nieco krótki jak dla mnie..
    Możesz dać więęęęcej i więęęcej peddie ? Przepraszam , po prostu ich uwielbiam... : D
    Zapraszam do siebie :
    tda-peddie.blogspot.com

    i
    igrzyskaaaa.blogspot.com

    Liczę na twoje szczere opinie !
    Życzę miłych kolejnych tygodni wakacji , wiele przygód , no i weny <3
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej Kasiu to ja z bloga majka11.pinger.pl.
    Czy pamiętasz mnie jeszcze? Nasze strajki?
    Piszesz tu bosko. Zawsze kochałam twoje opki <3.
    Odpisz proszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że pamiętam. Jak mogłabym zapomnieć. ^^ Brakuje mi strajków do 4 nad ranem XD I wszystkich Waszych postów, opowiadań i pamiętników. Ogólnie brakuje mi wszystkiego. :C
      A i oczywiście dziękuję, za pochwałę, ale nadal uważam, że moje rozdziały nie są jakieś najlepsze. :p

      Usuń
  3. Kaśka są są już nie przesądzaj! Aha i jedno pytanko właściwie 2:
    1: Kiedy next?
    2: Jak mogę się z tobą kontaktować?

    OdpowiedzUsuń