wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 3 „Niezwykłe opowieści”

Kolacja powitalna trwała w najlepsze. Wszyscy jedli i rozmawiali. Głównym tematem pogaduszek były zdecydowanie wspólne ferie Amber i Mary. Dziewczęta spędziły je w Paryżu wraz ze swoimi rodzicami. Chwilami  bardzo ciężko było im się dogadać, ponieważ Amber musiała odwiedzić wszystkie sklepy Chanel i Prada, po za tym w tym czasie odbywał się również tydzień mody na którym musiała się pojawić, za to Mara nie mogła wyjechać spokojnie z Francji bez dokładnego zwiedzenia Luwru oraz co najmniej 5 muzeów i wystaw sztuki. Plan wycieczki został jednak tak ułożony, że każdy był zadowolony, a nawet zainteresował się rzeczami zaproponowanymi przez „drugą stronę”. Doszło nawet do tego, że to właśnie Mara dłużej stała w sklepie oglądając dogłębnie każdy wypatrzony przez siebie przedmiot, nikt do końca nie wiedział czy było to spowodowane ograniczonym funduszem dziewczyny czy może przemyśleniami typu „Do czego ja to założę?”, natomiast Amber z aprobatą komentowała każdy obraz słowami „ Fajne to to jest”. Jednak najciekawszą rzeczą jaka wydarzyła się w Paryżu było zdecydowanie zakończenie tygodnia mody. Ojciec Amber po znajomości załatwił wszystkim wejście na ostatni, i oczywiście na najciekawszy, pokaz samej Stelli McQueen. Była to kolekcja letnia, tak więc na pokazie górowały zwiewne sukienki o rozmaitych krojach i wzorach. Marze szczególnie wpadł w oko zestaw złożony ze zwiewnej, długiej sukienki w czarno-białe pasy i zwykłego słomkowego kapelusza obwiązanego czerwoną wstążką. Amber znacznie bardziej zainteresowała wykwintniejsza, wieczorowa suknia z połyskującej, jasno-błękitnej koronki. Wrażenia z tego wydarzenia były niezapomniane, zwłaszcza, że po pokazie mogli również zostać na przyjęciu kończącym ten najważniejszy w świecie mody tydzień. Dziewczęta miały okazję osobiście poznać twórczynię kolekcji, oraz kilku innych równie ważnych projektantów. Okazało się, że to bardzo miła kobi
eta, choć mająca już swoje lata. Po przyjęciu została już tylko jedna atrakcja, to znaczy pokaz sztucznych ogni pod wieżą Eiffla. Był to niezapomniany widok. Tysiące kolorowych iskierek opadających po niebie w dół niczym krople deszczu spływające po szybie. Opowieść o dwutygodniowej przygodzie Amber i Mary wydawała się ciągnąć w nieskończoność, kiedy w końcu Patricia zmieniła temat.
-Nie ma jeszcze Niny? Zdawało mi się, że powinna już dojechać.- stwierdziła i upiła łyk soku pomarańczowego z wysokiej szklanki.
-Ah tak! Kompletnie wyleciało mi z głowy. Babcia Niny dzwoniła do Very. Powiedziała, że biedaczka spóźniła się na samolot i poleciała późniejszym, ale dzisiaj dojedzie.- oznajmiła Trudy wstając z krzesła, ponieważ również i ona była wierną słuchaczką opowieści dziewczyn.
- A tak właściwie to co wy porabialiście przez ten czas.- tym razem to Mara rozpoczęła kolejną rozmowę nawiązując poniekąd do poprzedniego tematu.
- W sumie to nic specjalnego.- zaczął niepewnie Fabian.- Pomagałem pakować się dla mojego wujka Ades’a, kojarzycie go prawda?- na to wszyscy skinęli głowami. - Bo wiecie nareszcie spełnił swoje marzenie i wybiera się na wykopaliska archeologiczne.
- Serio? Z tego co pamiętam bardzo mu na tym zależało.- powiedziała Joy chrupiąc maślane ciasteczko.
- A wiesz może gdzie będą te wykopaliska?- drążył dalej Eddie.
- Nie. Powiedział, że to niespodzianka. Nie do końca wiem o co mu chodziło, ale czasami nikt go nie rozumie.- podsumował Fabian.
- Fajnie. Do mnie na przykład przyjechał brat cioteczny ze swoim siedmiomiesięcznym synkiem. Wiecie jak to jest niańczyć takiego dzieciaka 24 godziny na dobę?!- zbulwersował się Alfie.- Totalna masakra. Luckas ciągle płakał, jadł, albo spał, ewentualnie zasmradzał powietrze sami wiecie czym.
- Fuj Alfie jesteś obrzydliwy!- wrzasnęła Amber krzywiąc się na co Patricia, Eddie i Jerom zaczęli się śmiać. Wesoły chichot przerwał głośny dzwonek telefonu Fabiana.
- Kto to?- spytała nadal rozbawiona Patricia.
- Nina napisała, że już dojeżdża i że za około 15-25 minut powinna być.- Fabian uśmiechnął się do ekranu telefonu.
- Jej nareszcie! – Amber podskoczyła wesoło na krześle. - Już się nie mogę doczekać kiedy opowiem jej o wczasach w Paryżu i dam jej ten prezent. Jejku na śmierć zapomniałam! Dla was też coś mam! – blondynka wstała na równe nogi. – Maro twoją torebkę też wezmę, bo tam wsadziłaś te prezenty tak?- dziewczyna kiwnęła szybko głową i podążyła za nią wzrokiem. Amber momentalnie pojawiła się na drugim końcu pokoju kierując się do drzwi. Kiedy miała przez nie przejść zderzyła się z Victorem, który wyrósł przed nimi w najmniej odpowiednim momencie. Odbiła się od niego i odskoczyła do tyłu cichutko piszcząc.
- Patrz jak chodzisz niemądra dziewucho! – Rodemnaar wrzasnął najgłośniej jak tylko umiał. Ze złości cały zrobił się purpurowy, a jego oczy stały się jakby większe. Wzrok miał tak ostry i wściekły, jak byk rzucający się na czerwoną płachtę. – Zejdź mi z oczu bo nie ręczę za siebie!- warknął jeszcze raz, ale znacznie ciszej. Wszyscy z przerażenia zamilkli. Nawet Vera, która zazwyczaj jako jedyna nigdy nie wzdryga nawet na najostrzejszy krzyk Victora teraz stała jak wryta. – Nie słyszałaś co powiedziałem? Znikaj mi stąd.- Amber po tych słowach natychmiast wyleciała z salonu, a Victor przeszedł powolnym krokiem do kuchni jakby nic się nie stało. – Mógłbym cię prosić na chwilę?- te słowa zwrócił do Very, na co ona tylko kiwnęła głową i udała się za nim do jego gabinetu.
- Boże co za psychol.- wyszeptała Patricia kiedy wyczuła, że Victor oddalił się na bezpieczną odległość. Wszyscy z aprobatą, energicznie kiwnęli głowami.


Victor wszedł do swojego gabinetu i przysiadł na skraju drewnianego biurka. Tuż za nim była Vera, która zamknęła za sobą drzwi i stanęła na wprost niego.
- Co to było Victorze?! - spytała. W jej głosie można było wyczuć wyraźną nutę złości, ale również lęku. Pierwszy raz w życiu wystraszyła się Victora.
- Niby co?- odpowiedział obojętnie.
- Dlaczego zareagowałeś tak ostro? Przecież ona nic ci nie zrobiła. To był tylko wypadek. Każdemu mogło się to zdarzyć.- Devenish zaczęła tłumaczyć się za Amber.
- Od kiedy bronisz tak tych smarkaczy co?
- Ja ich nie bronię tylko … po prostu zachowałeś się obrzydliwie. – spojrzała na niego zrezygnowanym wzrokiem.
- Oj dobrze… Przepraszam. Nie powinienem zareagować tak gwałtownie.- Victor powiedział to bardzo łagodnym głosem, poczym wstał i odgarnął kosmyk włosów z czoła Very.- Lepiej?
- Może troszeczkę.- blondynka uśmiechnęła się lekko. – A tak właściwie to po co mnie tu zaciągnąłeś? – przeszła wreszcie do sedna sprawy.
- Nina już wróciła?- Victor spytał na co Vera pokiwała przecząco głową. -  Bo widzisz ona dowodzi tą całą bandą. Myślałem, że może już kombinują jak dostać się do piwnicy.- mężczyzna usiadł na swoim krześle.
- Victorze oni nie są głupi. Nie zejdą do piwnicy już pierwszego dnia. Jak tylko się czegoś dowiem natychmiast ty też będziesz o tym wiedział.- zapewniła go Vera.
- Dobrze.- Rodenmaar pogłaskał delikatnie Corbierra. Wtedy usłyszeli trzaśnięcie drzwiami frontowymi. Podeszli do okna od strony holu i zobaczyli Ninę stojącą z walizką.

- O wilku mowa. – szepnęła Vera i wyszła z gabinetu. Do holu wbiegła uradowana Amber i Fabian, którzy natychmiast rzucili się na Ninę. Blondynka nie dopuściła chłopaka zanim nie wyściskała przyjaciółki. Kiedy tylko to zrobiła na szyi Niny natychmiast zawiązał się kolejny uścisk. Tym razem był to Fabian, który do serdecznego przytulenia dorzucił jeszcze małego całusa w policzek. Zaraz za nim z Niną przywitała się cała reszta. Nawet Joy schowała honor w kieszeń i przytuliła amerykankę chociaż wciąż miała do niej uraz, za to, że Fabian wolał ją od niej samej. Na końcu kolejki stała roześmiana Trudy. Na jej widok Nina natychmiast do niej podbiegła i serdecznie ją przytuliła. Oświadczyła również, że bardzo za nią tęskniła i już nie może się doczekać aż spróbuje jej ciastek. Wszyscy powoli rozeszli się do jadalni. W holu została tylko Nina, Fabian, Trudy i Vera, która pomacha dziewczynie niepewnie, a ona uśmiechnęła się do niej podejrzliwie. Po tym wszyscy znów udali się do jadalni.

I tak oto dodałam 3 bardzo, bardzo spóźniony rozdział. :C Bardzo za to przepraszam, ale te wakacje są na maksa szalone :D Dzisiaj wieczorem muszę po komentować  inne blogi, bo się bardzo zaniedbałam. :/ I teraz wszędzie wsadzam "bardzo" XD W ogóle pomyślałam, że może chcielibyście się coś o mnie dowiedzieć, bo w sumie czemu nie. ;) Ale to zależy tylko od Was. Jejku chciałabym być takim "fejmikiem" od razu, ale wiem, że mi się nie uda, nawet za kilka miesięcy :p. Cała ja :C Kombinuję też coś z szablonem i powinien być gotowy za jakie półtorej tygodnia. A właśnie w następnym rozdziale już na pewno będzie Peddie. Teoretycznie to go skróciłam , bo już tutaj miała byś jakaś akcja tej pary, ale wyszło jak wyszło. 
Jejciu nie zanudzam już  Was, lecę kończyć robić ten cały obiad. :D
Ps Przepraszam za ewentualne błędy, literówki, znaki interpunkcyjne. Nie mam już siły tego sprawdzać. :c

                                                      Całuję i pozdrawiam Panna Jaffray <3 ;* 

wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 2 "Powitania w domu Anubisa są jakieś inne"

Pod wielki budynek z czerwonej cegły podjechały dwie taksówki: czarna i żółta. Pierwsza z nich była odrobinę większa od drugiej. Na przednim siedzeniu ciemniejszego pojazdu siedziała Amber, a na tylnim Mara ściśnięta pomiędzy czterema różowymi walizkami i sześcioma torbami z ubraniami blondynki.  Jaffray sama nie do końca wiedziała jakim cudem zgodziła się na te tortury. Kiedy w końcu po dwu i półgodzinnej podróży brunetka wydostała się na świeże powietrze odetchnęła z ulgą. Stanęła przy bagażniku i z pomocą kierowcy wyciągnęła swoją niewielką ciemno-zieloną walizkę, która była otoczona kolejnymi kilkunastoma bagażami jej towarzyszki. Właśnie wtedy podszedł do niej wysoki ciemny blondyn o niebieskich oczach i dwójka jego przyjaciół.
-Jaffrey!- Jerom krzyknął na przywitanie po czym przytulił znacznie niższą od siebie dziewczynę.
- Cześć Jerom.- Mara uśmiechnęła się na jego widok, a następnie zwróciła się do pozostałej dwójki.- Chłopaki!- przytuliła na raz Alfiego i Fabiana. – Co u was? Próbowałam dzwonić, ale chyba się na mnie obraziliście. Obydwoje nie odbieraliście.
- Tak jakoś wyszło.- Fabian uśmiechnął się tylko i wzruszył ramionami.
- A ja nie odbierałem, bo mój pies wrzucił mi telefon do wody.- Alfie próbowała się wytłumaczyć.
- Stary ale ty nie masz psa.- kiedy blondyn to powiedział wszyscy zaczęli się śmiać. Właśnie wtedy podeszła do nich zdenerwowana Amber obładowana swoimi torbami.
- Może ktoś by mi w końcu pomógł! Właśnie wczoraj zrobiłam sobie paznokcie i nie chciałabym ich zniszczyć. – te słowa sprawiły, że cała czwórka zaczęła śmiać się jeszcze bardziej. Po chwili chłopcy zdołali podnieść wszystkie torby dziewczyny nie zapominając oczywiście o swoich. Mara również postanowiła im pomóc. Chwyciła dwie najmniejsze kolorowe torebki i powolutku potruchtała za nimi. Chwile później wszyscy byli już w staroświeckim holu z wysokimi schodami, kolorowym witrażem w oknach i pięknym szklanym żyrandolem. Od ich wyjazdu nic się nie zmieniło. W sumie nawet nie było za wiele czasu na zmiany. Przecież to tylko dwa tygodnie. W domu panowała kompletna pustka i cisza. Wnętrze starej ceglanej budowli wyglądało tak jakby czas się tam zatrzymał. Staroświeckie meble i cały wystrój pomieszczeń mógł u niektórych osób wywoływać lęk. W czasie roku szkolnego zawsze było tam głośno i radośnie. Nie wliczając w to oczywiście ukrytych w piwnicy zmyślnych pułapek czyniących krzywdę, strasznej egipskiej zjawy, oraz perspektywy rychłej śmierci w razie niewykonania zadania. Kiedy w końcu Alfie doczołgał się z ostatnią torbą Amber padł zmęczony na fotel stojący pod schodami. Właśnie wtedy z salonu wybiegła przeszczęśliwa Trudy. Natychmiast zaczęła wszystkich witać, gorąco ich przytulając.
- Nawet nie wiecie jak za wami tęskniłam, skarby wy moje!- kobieta nie mogła opanować radości. Skakała jak małe dziecko. Mogło by się wydawać, że cieszy się na ich widok tak jakby wrócili do domu po kilkuletniej wojnie. Samych mieszkańców domu Anubisa te zachowanie Trudy zbytnio nie zaskoczyło. Zawsze taka była: energiczna, wiecznie radosna, spontaniczna, uśmiechnięta. W przejściu do salonu stała Vera. Opierała się o framugę drzwi i przyglądała tej zwariowanej sytuacji. Trudy nadal nie mogła nacieszyć się widokiem swoich ulubieńców. Każdy z nich został przez nią co najmniej dwa razy wyściskany i ucałowany. Za to ona była bardziej na uboczu nie brała udziału w tym wszystkim tak jakby jej tam nie było.
- A ze mną nikt się nie przywita?- pytanie Very zadziałało niczym głośny gong. Wszyscy nagle umilkli. Młodzież rozglądała się nerwowo po całym pomieszczeniu szerokim łukiem omijając opiekunkę. Nikt za specjalnie za nią nie przepadał, zwłaszcza dlatego, że trzymała z Victorem. Nie interesowała się nimi tak jak Trudy. Była bardziej surowa i tajemnicza. Nagle Marę dotknęło uczucie jakiego wcześniej nie doznała. Poczuła, że spływa z niej cały gniew, złość i zdenerwowanie, które czuła do Very od czasu incydentu z artykułem, który o niej napisała. Nie wiedziała dlaczego, ale tak po prostu nagle jej przeszło, jakby za muśnięciem czarodziejskiej różdżki. Poczuła się tak jakby Vera była jej osobą tak bliską jak rodzona siostra.

- Ja za tobą bardzo tęskniłam.- Mara wyszeptała cicho po czym podeszła do opiekunki i serdecznie ją przytuliła. Sama Devenish była bardzo zaskoczona. Stanęła sztywno i dopiero po chwili odwzajemniła uścisk. Nawet nie pomyślała, żeby to właśnie osoba, która mogła wylecieć ze szkoły z jej winy wita ją jako pierwsza i to jeszcze w taki sposób. Jednak pomimo zaskoczenia, nie przeszkadzało jej to, a nawet sprawiało jej to przyjemność. Po chwili do Mary i Very dołączyła też Trudy, a wraz za nią Amber i Alfie z całą resztą. Znów zrobiło się głośno, od śmiechu i okrzyków świadczących o duszeniu danej osoby. „Grupowe tulenie” trwało w najlepsze kiedy do holu weszli Eddie, Patricia i Joy. Chłopak kiedy tylko zobaczył co się dzieje natychmiast chwycił za rękę swoją dziewczynę i jej przyjaciółkę dołączając się do tej roześmianej bandy. Powitanie trwało jeszcze kilka minut, po czym wszyscy pośpiesznie pobiegli na przygotowaną przez Verę i Trudy powitalną kolację. 

                                        ----------------------------------------------

Chciałam na wstępie przeprosić za porę dodania wpisu i za to opóźnienie, ale było to spowodowane przyjazdem mojej przyjaciółki. Musiałam ją trochę oprowadzić po tym moim "prześlicznym" mieście :D Na razie to był najlepszy tydzień tych wakacji, ale jeszcze zobaczymy co się wydarzy. ;) Ale wracając do rozdziału miał on wyglądać trochę inaczej. Miał być już Nina, i Victor miał już wkroczyć do akcji i miało się dziać, i miały być pościgi, i radiowozy, i te morderstwa, ta akcja tak rozwinięta WoW WoW. A tak na poważnie to po prostu miała być już Nina, ale nie wyszło, bo wpadłam na ten idiotyczny pomysł z tuleniem. O.o Jak byłam mała za dużo naoglądałam się Teletubisiów i teraz przez to co chwilę muszę wcisnąć coś w stylu "Teletubisie mówią tulimy! Tulimy!" ;-; Obiecuję nigdy więcej czegoś takiego. Jeszcze tylko ten rozdział był taki bardziej rozpoczynający, w następnych już powinna rozwinąć się jakaś akcja. Chyba, że znów wcisnę jakieś zbędne czułości, ale wtedy będziecie mogli mnie zjeść. XD 

                                          Panna Jaffray i jej kot śpiący na parapecie <3

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 1 "Powrót do domu"

Po dwóch tygodniach przerwy wiosennej w końcu nadszedł ten dzień. Bardzo długo wyczekiwany dzień. Dzień powrotu do domu Anubisa. Nina siedziała w samolocie, który kilka minut wcześniej wystartował. W jej głowie nadal krążyły te same myśli co przez ostatnie 14 dni. Obwiniała się za opuszczenie Wielkiej Brytanii podczas kiedy wciąż nie zdjęła klątwy rzuconej przez Senkharę. W korytarzach nadal zostało kilka zadań do rozwiązania. Jednak najbardziej zastanawiające w tym wszystkim było to, że od kiedy tylko opuściła Europę Senkhara nie pokazała się ani jej ani nikomu z Sibuny. Jakby jej duch został zamknięty w domu Anubisa. Chyba tym Nina martwiła się najbardziej. Po tak długiej nieobecności na pewno rozzłościli ducha egipskiej królowej, który nadal oczekiwał od nich Maski Anubisa.
- Uwaga mówi kapitan. Za chwilę mogą wystąpić niewielkie turbulencje. Bardzo prosimy zapiąć pasy.- z głośników ryknął męski, donośny głos. Ludzie posłusznie wykonali jego polecenie. Nina spojrzała w okno i znów nie mogła oderwać wzroku od chmur, na które uwielbiała patrzyć.
Lekko różowe, miękkie, puchate obłoczki uspokajały ją i sprawiały, że czuła się jak małe dziecko myślące, że to tak naprawdę wata cukrowa. Jej powieki powoli robiły się cięższe, aż w końcu się zamknęły. Wybrana zasnęła…

                      ----------------------------------

Drzwi biblioteki otworzyły się prawie bezgłośnie, ponieważ kilka dni wcześniej ich zawiasy zostały porządnie naoliwione. Wbiegła przez nie zmarznięta Vera zamykając pośpiesznie czarny parasol, który trzymała w lewej ręce. Tego dnia pogoda nie dopisywała. Było szaro i wietrznie. Deszcz padał bez przerwy od rana psując wszystkim humor. Niestety koniec marca w Anglii nie był taki jakiego wszyscy oczekiwali. O tej porze roku powinno być słońce, które pozwalałoby kwiatom zakwitnąć i cieszyć wszystkich swoim widokiem. Niestety atmosfera bardziej przypominała październik. Jeszcze tydzień takiej pogody i spokojnie można byłoby wybrać się na grzyby. Vera z małego przedsionka przeszła do dużo większej właściwej części biblioteki. Omiotła wzrokiem pomieszczenie, w którym stało kilkanaście gablot z eksponatami na wystawę, wielki prostokątny stół wykonany z ciemnego drewna oraz zrobione z tego samego materiału biurko i ławka. Wszystkie ściany były zasłonięte wysokimi pod sam sufit półkami wypełnionymi przeróżnymi, zakurzonymi książkami. Jedynie pięć z nich stało zupełnie puste. W rogu pomieszczenia leżało kilkanaście zapieczętowanych kartonów poukładanych jedno na drugim. Tworzyły cztery równe rzędy.
- Trudy jesteś tu?!- głos Very odbił się echem od ścian i wrócił do niej pod postacią cichego szmeru. Zanim kobieta się rozejrzała tuż przed nią jakby spod ziemi wyrosła o kilka centymetrów niższa brunetka.
- Cześć słońce.- melodyjny głos Trudy rozpłynął się po całej bibliotece, a jej szeroki uśmiech sprawił, że zrobiło się tak jakoś radośniej.
- To już nie jestem gwiazdką?- Vera uśmiechnęła się równie promiennie co Trudy, po czym odłożyła swój beżowy płaszcz na ławkę stojącą za nią.
- Oj wiesz o co mi chodzi. Nie marudź tylko bierz się ze mną do pracy.- brunetka powiedziała wesoło po czym odłożyła na stół szmatkę, którą jeszcze przed chwilą wycierała replikę popiersia Tutenhamona stojącą na wyższym piętrze.
- No właśnie. Jasper wymyślił dzisiaj coś ciekawszego niż ostatnio? Mam dość katalogowania tych wszystkich antyków i eksponatów czy co to tam jest.
- Czy ja wiem. Musimy opróżnić te wszystkie pudła.- W tym momencie Trudy przeszła przez całe pomieszczenie i uniosła największy karton jaki tam stał. Po czym postawiła go na biurko i otworzyła. W środku były równo poukładane książki o zielonych, granatowych oraz czerwonych grzbietach. Kobieta uśmiechnęła się na ich widok.- W końcu przyszły. W takim razie musimy je po prostu poukładać.
- Może być.- chwilę późnej obie kobiety wzięły się do pracy rozmawiając przy tym na różne tematy. W czasie tych dwóch tygodni zaszła między nimi ogromna zmiana. Trzy dni po tym jak zaczęły się ferie wiosenne Jasper zachorował na zapalenie płuc. Na początku trafił do szpitala, w którym poleżał kilka ładnych dni. Kiedy z niego wyszedł lekarz nadal zalecił mu leżenie w łóżku. Wtedy Trudy została sama z wystawą i biblioteką na głowie. Jasper nie chcąc zostawić jej z tym wszystkim samej poprosił Verę o pomoc. Ta najpierw niechętnie przychodziła do biblioteki, bo i ona jak i Trudy były do siebie wrogo nastawione. Jednak po kilku dniach „lody zaczęły kruszeć”. W niecały tydzień obie kobiety się zaprzyjaźniły i zapomniały o wszystkich sprzeczkach jakie zaszły między nimi. Ta sytuacja wydawała się na początku niemożliwa, jednak obie szybko się do niej przyzwyczaiły. Teraz Trudy była wtajemniczona w prawie wszystkie sprawy, w których brała udział Vera. Wiedziała praktycznie wszystko o Rufusie Zeno, o tym, że zatrudnił Devenish i podstępem zmusił ją do owinięcie sobie Victora wokół palca, wykorzystaniu go, a następnie odebraniu antyku- tzn. Maska Anubisa, o której Trudy jednak nic nie wie. Vera zataiła przed nią tylko fakty o Sibunie i długowieczności Victora.
- Trudy mogę mieć do ciebie prośbę?- blondynka spytała odkładając jedną z książek na wyższą półkę.
- A jaką dokładnie?
- Dzisiaj przyjeżdżają dzieciaki. Chciałabym zrobić większą kolację. Pomożesz mi?
- Oczywiście, że tak. Alfie to taki żarłok. Pomoc jest tu obowiązkowa.- Trudy zaśmiała się po czym zamknęła pudło, z którego wyciągała książki.- Koniec tej pracy idziemy gotować.
- Ale przecież miałyśmy to skończyć. Co jeśli Jasper się dowie?- Devenish zeszła z drabinki na której stała.
- Matko jak ty dzisiaj marudzisz! Jakby co Jaspera biorę na siebie. Chodź już.- Trudy chwyciła Verę za rękę i wyprowadziła z biblioteki

                                           ----------------------------

Nina stała w ciemnym pustym pomieszczeniu. Wokół niej było cicho i spokojnie, jednak ona czuła, że coś jest nie tak. Bała się wypowiedzieć nawet jedno słowo. Po chwili znikąd pojawiła się gęsta, biała mgła. Właśnie wtedy amerykanka usłyszała znajomy, przerażający głos.
- Wybrana ma wielkie szczęście! Jednak niech nie myśli, że o niej zapomniałam! Znalazłam lepszych od ciebie! O wiele szybszych!- głos Senkhary wydobywał się zewsząd. Nina była nim otoczona, jednak nigdzie nie mogła dostrzec ducha zjawy.
- Co to znaczy!?- dziewczyna była przerażona, ledwo wyduszała z siebie kolejne słowa.
- Znajdź ją Wybrana! Inaczej tego pożałujesz, a razem z tobą również i oni!- wtedy w głowie Niny przemknęły wszystkie osoby ze znakiem Anubisa: Fabian, Amber, a także jej babcia.
- Robię co tylko mogę!- nadal nie mogła wykrztusić ani słowa.

- Czas ucieka!- te słowa Nina usłyszała jako ostatnie. Obudziła się na swoim miejscu w samolocie. Do lądowania została niecała godzina. Dziewczyna próbowała się uspokoić, jednak nie mogła. Jej koszmar rozpocznie się na nowo wraz z przekroczeniem przez nią progu Domu Anubisa. 

--------------------------------------------------------------

Pierwszy rozdział, a ja już wszystko sknopściłam ;-; . Ta scena w bibliotece wyszła za długa, a reszta za krótka. Poprawiałam to wszystko z 8 razy, ale nic nie wyszło. Trudno mam nadzieję, że jakoś to przeżyjecie. Zostaje mi już tylko wierzyć, że komuś się to spodobało. :/ 


                                                                                  Panna Jaffray <3

Najwyższa pora się przedstawić...

Hey. :) Mam na imię Kasia i bardzo nie lubię swojego imienia ;-; Dlatego będę się podpisywać Panna Jaffray. Tak wiem to takie oryginalne, że aż wcale, ale nic lepszego nie wymyślę. :c Interesuję się House of Anubis już od 2011 roku, a pierwsze opowiadanie wymyśliłam 2 lata temu w wakacje. Przelałam je na papier dopiero w październiku. Nigdy wcześniej nie pisałam historii, które rodziły się w mojej głowie. Zawsze zachowywałam je tylko dla siebie. Potem założyłam bloga o HoA i dodawałam tam rozdziały w formie scenariuszy. Tutaj będzie to wyglądać trochę inaczej ;)
Ale dość tych nudnych faktów. ^^ Głównym celem tego bloga są właśnie rozdziały więc w skrócie opiszę Wam fabułę.

Uczniowie po wiosennej przerwie świątecznej wracają do domu Anubisa i w dalszym ciągu szukają Maski Anubisa. Życie płynie swoim własnym biegiem, jednak niespodziewanie z uczniami niewtajemniczonymi w sprawy Sibuny dzieje się coś dziwnego. Oni również zaczynają węszyć i odkrywają coś niezwykłego... Nauczyciele w tym czasie też nie próżnują. Szukają trojga ludzi specjalnie związanych z Wybraną. Czy obie grupy dopną swojego celu i odnajdą to czego szukają? 

Mam nadzieję, że trochę zaciekawiłam. :3 Pierwszy rozdział powinien pojawić się albo dziś wieczorem, albo jutro. Serdeszcze zapraszam do czytania. :*


                                                                                                                                  Panna Jaffray <3